Charles Baudelaire
Wyznanie artysty
tłum. Stefan Napierski
Jakże przeszywają dnie skłaniającej się jesieni! Ach! przeszywające aż do bólu! Istnieją bowiem pewne odczucia wyborne, których niepochwytność nie wyłącza natężenia; i nie ma żądła bardziej przenikającego od ukąszenia Nieskończoności.
Wielkie upojenie topienia wzroku w bezmierność niebios i morza! Samotność, milczenie, nieskazitelna czystość lazuru! Drobny żagielek dygocący na widnokręgu, i który swą maleńkością i wyodrębnieniem naśladuje nieuleczalne me życie, melodia monotonna wodogrzmotu, te wszystkie istnienia myślą poprzez mnie lub ja myślę przez nie (w nieobjętości bowiem rozmarzenia *ja* niknie szybko!); rozmyślają, powiadam, lecz muzycznie i malowniczo, bez zawiłych wybiegów, bez sylogizmów, bez wyprowadzania wniosków.
Jakkolwiek bądź, myśli te, czy to gdy wynikają ze mnie, czy unoszą się z rzeczy, niebawem nadto stają się wytężone. Napięcie w rozkoszy powoduje niepokój i uchwytne cierpienie. Nerwy moje zbyt rozpięte drgać jeno potrafią wibracją krzykliwą i bolesną.
I oto głębia nieba trwoży mnie; przejrzystość jego wtrąca w rozpacz. Bezuczuciowość morza, nieodmienność widowiska wzmagają opór… Ach! trzebaż cierpieć wiecznie lub wiekuiście uciekać przed pięknem? Naturo, czarodziejko bezlitosna, rywalko zawsze zwycięska, przywróć mi swobodę! Przestań kusić żądze moje i pychę! Pilne przenikanie piękna to pojedynek, w którym artysta krzyczy z przerażenia, nim pokonany padnie.