Kasper Miaskowski
Waleta włoszczonowska
Żegnam was, pola włoszczonowskiej kniei,
Gdzie się mnie wrócić nie masz i nadziei;
Żegnam cię, błotny z twymi, dworku, ściany,
Snopkiem odziany!
Żegnam was, żyzne dwa pobocz ogrody,
I oba stawki hojnej pełne wody,
Gdy w cię Eolus mokrym skrzydłem żenie
Z pola strumienie!
Żegnam was, sadki na wiosnę zielone
A lecie wiśnią dojźrzałą rumione;
Daj i ty rękę, wirydarzu lichy,
Palladzie cichej!
Tu ona szczypiąc kwiatki twe chodziła,
A wiersz zarazem dowcipem rodziła;
Prostyć, lecz pióra dotkliwego różny
I żółci próżny.
Żegnam poddane rzewliwe, rzewliwy,
Przeciwko którym, jeślim nie pierzchliwy,
Anim był ciężki ornym wołom w pługu,
Uchodząc długu.
Niech wżdy chowają w pamięci mię wdzięcznej,
Dokąd dzień słońce, a noc krąg miesięczny
Prowadząc, wrócą lato im po śniegu
W poprzecznym biegu.
Żegnam cię, Rybski, mój życzliwy Stachu!
W któregom jadał często ja chleb gmachu;
Bądź to wezwany do twoich więc gości,
Z całej miłości;
Bądź żebym ci płód z nieba darowany
W pieluszkach doniósł do zbawiennej wanny,
I odniósł śliczne matce zaś na łono
Dzieciątko ono!
Lecz kto śmierć z ostrą z tyłu zoczył kosą,
Gdy nań dybała nogą chytrze bosą,
I niż okrągły doszedł mu rok miary,
Wzięła na mary?
Niech staną w brzegu twe, matko, źrzenice!
Dosyć wypiło z nich odnóg oblicze,
Kiedy członeczki lilijowe one
Legły uśpione.
Żegnam cię tedy, żałosna mogiło,
Któraś zawarła dziecię, niż mówiło;
Dziecię, co wiły już mu wieniec złoty
Słodkie przymioty!
Żegnam cię, stryju własny jego, Pietrze,
Choć znowu bujasz po dworskim tam wietrze;
Bom cię życzliwym znał w tej tu ku sobie
Trzyletniej dobie!
Żegnam i ciebie, gąmbiński kościele,
Kędym nabożnych widział ludzi wiele
I słyszał w niebo przy ofierze drżący
Głos ich gorący.
Żegnam cię, domie wystawiony z cegły,
Mało co domu świętego odległy,
Skądem mógł, niż szczedł czas mi nocy wronej,
Poprzedzić dzwony.
Żegnam was nie mniej, pomazańcy Boży,
Niźli wam złotą koronę odłoży
Za nieleniwe w jego służbie stopy,
A nie dla kopy!
A między nimi, żegnam, Marku, ciebie,
Tyś mi ojczyznę pokazowa! w niebie
I omył, niźlim przyjął, Bogu krzywy,
On pokarm żywy.
Żegnam was, głosy krzykliwe z organy,
Gdy u ołtarza stanął ksiądz ubrany;
Bądź arfą Bogu Dawidową służy,
Słodszą nad Muzy.
Żegnam Was, wszystkie tegoż ludzie miasta,
Kto mi życzliwy mąż abo niewiasta!
Zegnam przed nimi tymi ja was słowy,
Szlacheckie głowy:
„Żyjcie w pokoju i wzajemnej zgodzie,
W ochronie z nieba i miłej swobodzie!
A ja cnych waszych trębaczem spraw będę,
Kędy usiędę”.