Tadeusz Boy-Żeleński
Słówka (zbiór)
Replika kobiety polskiej
(autorki listu otwartego) na odpowiedź młodzieńca polskiego
Nie tobie, mój Sowizdrzale,
Złotowłosy piękny paziu,
Nie tobie, mój słodki Aziu,
Taka przystała odpowiedź
Na tęsknoty me i żale,
Na mojego serca spowiedź!
Ty niewdzięczny, ty niepomny,
Ty, pieszczony jak Żuanek,
Mentor panieneczki skromnej,
Półdziewicy półkochanek,
Ty, bawidełko mężatek,
Feblik matek, wdów gagatek,
Spowiednik arystokratek,
Ty, co piłeś do przesytu
Zmysłów mych najskrytsze dreszcze,
Coś dziś cały ciepły jeszcze
Od puchu mojej pościeli,
Ty — mi mówisz o kądzieli!
Więc ty, mimo twego sprytu,
Nie poznałeś mnie na tyle,
Że dla ciebie dokumentem
Są Marynie i Maryle?
Że dla ciebie pismem świętem
Są Aniele i Anielki,
I ten ckliwy produkt wszelki
*Waszej* wytrzebionej «*jaźni*»,
*Waszej* smutnej wyobraźni!?
Więc te cuda polskich dziewic,
Swojskiej cnotki miły zapach,
Te gosposie i te Zosie,
Które sobie przy bigosie
Fantazjował pan Mickiewicz,
Aby znaleźć w nich pociechę
Po swoich miłosnych klapach,
Czyjejż są tęsknoty echem?
Czyjeż ideały godne?
A te, w czułym atramencie
Urodzone nimfy wodne
Pana Słowackiego Jula,
O którego… mankamencie
Wie dzisiaj każda smarkula,
I który mu wypomina
Nawet *Świderska Alina*!!
A ten… trzeci wasz poeta…
No, ten… hrabia… z dużym nosem,
Któremu każda kobieta,
Co ją ujrzał bez bielizny,
Była symbolem Ojczyzny,
A łóżko ofiarnym stosem!
(Tak w męczeństwa aureoli
Z każdą popływał w gondoli,
Potem — ona poszła z dzieckiem,
A on rozmawiał z Czarnieckim).
Powiedz, proszę, z jakiej racji
Ja mam brać odpowiedzialność
Za tych figur monstrualność,
Wylęgłych w imaginacji
Rozmaitych takich panów!
Więc te przeróżne perwersje
Lechickich erotomanów,
Polskie matki, polskie żony,
Te Grażyny i Aldony
Ty chcesz uważać za wersję
Autentyczną kobiecości?
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
To się można wściec ze złości!!
Zostaw całą tę bibułę,
Złotowłosy paziu słodki,
Zostaw te androny czułe,
Wielkich duchów małe plotki!
Wierz mi, wszyscy ci poeci
To są duże, stare dzieci,
I najgłupsza panna z pensji
Nie ma tak śmiesznych pretensji.
Że ktoś stworzył «Tadeusza»,
Winszuję mu sercem całem,
Lecz czyż każdego geniusza
Mam nagradzać własnym ciałem?
Płacić długi społeczeństwa
Ceną mojego panieństwa?
Zapytajcie się Maryli:
Opowie wam każdej chwili,
Czuje w kościach do tej pory
Te filareckie amory
I ten poetycki kierat,
W jaki wprzągł ją pan literat!
W niewinności szukał chluby,
Mleczkiem pijał zdrowie «lubej»,
Ballad płodził całe łokcie,
Z sercem czystszym niż paznokcie
Mierzył, zbrojny w pancerz wiary,
*Siłę* (męską!) *na zamiary*!
Takie ma kobieta szanse,
Gdy się z wieszczem wda w romanse:
A niech która się odważy
Zerwać nici tych szantaży,
Śluza przekleństw się otwiera:
«Puchu marny» et cetera!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Pójdź, mój paziu, chwile płyną,
Nie dla nas ta gra słów pusta,
Gdy pić zechcesz życia wino,
Zawsze znajdziesz moje usta.
Choć *pod oknem* trubadury
Giną w lirycznej agonii,
Drwij z całej literatury,
Oknem właź bez ceremonii!