Iwan Kryłow
Lew i człowiek
Dobra jest siła w mięśniach – lepszy rozum w głowie.
O tej to właśnie prawdzie niech bajka opowie.
Rozpiąwszy śród drzew sieci, Łowca doświadczony,
spokojny, że nic jemu nie zagraża tu,
w cieniu palmy czekając na zdobycz, sam w szpony
dostał się Lwu.
„Aha! – ryknie król puszczy – mam cię, mam nareszcie!
Dziś obaczym, co ludzkie warte są przechwałki.
Zarozumiałe błazny!… Ciągle czytam, żeście
panami świata: że na ziemi całej
nie ma nikogo, co by wam był równy.
Co tam niedźwiedź, co bawół, nosorożec, co tam
słoń, hipopotam.
O takich nawet nie mówmy.
Bo i mnie, jak wiadomo, zwierzostanu cara,
zdetronizować marny człek się stara.
Lecz oto dzień dzisiejszy tym znamienny będzie,
że kres położy fałszywej legendzie.
Zaraz prysną bajdy głupie,
gdy cię, wielki mocarzu, jak barana schrupię”.
„Mylisz się – odrzekł Człowiek – bo nie kły, nie szpony,
lecz myśl daje nam, ludziom, stanowisko rzadkie.
Widzisz? Tam pajęczyny rozwiesiłem siatkę.
Słaba, wietrzyk nią igra. Pozwól tej zasłony
użyć mi. Nie mur przecież i nie twarda skała.
Przerwiesz i sprawisz sobie ucztę z mego ciała”…
Lew popatrzył na sznurki…
„Ano, zgoda” – rzekł.
Wnet przelazłszy pod siatką, stanął za nią Człek.
Zwierz zaś, pewny swej siły, łbem wprost w sidła wali…
Lecz co to?… Jakoś wcale nie może iść dalej.
Oplątały mu sznurki łapy, ogon, uszy,
a co się tylko poruszy,
sieć plącze się coraz gorzej
i wikła.
Daremnie mocarz szarpie się i sroży:
wkrótce nadzieja wyrwania się znikła
i, oplatany misterną siateczką,
Lew do klatki pozwolił się wsadzić jak dziecko.