Anakreont
Do przyjaciela
Siądźmy w cieniu tego drzewa,
Gęsty liść go przyodziewa,
Miękkie w koło siejąc cienie.
Przy nim szemrze strumyk w chłodzie,
W przezroczystéj płynąc wodzie,
Gdzież milsze znajdziem spocznienie?
Dokąd tak lecisz gołębico miła?
Skąd taka wonność z skrzydełek twoich spływa,
Jakże się Pan twój nazywa? —
Anakreon mnie posyła.
Gdzie mieszka Batyllus młody,
Chłopiec prześlicznéj urody,
Za małą piosnkę niedawno w darze,
Dała mię Wenus poecie,
Odtąd jak sługa czynię co każe,
Listy mu noszę po świecie.
On mi dać wolność przyrzekł niezadługo,
Ale ja wolę być u niego sługą,
Niż latać w polu i po drzewach siadać,
I tylko ziarka gdzie niegdzie wyjadać.
A teraz piję i jem co lubię,
Czasem z rąk Pana chléb biały skubię,
Da mi i wina gdy sam skosztuje,
Wtedy łyknąwszy przy nim tańcuję,
Czasem go lekko skrzydełkiem musnę,
Czasem na jego cytarze usnę.
Oto masz wszystko. Nieś gdzie chcesz kroki
Byłam gadułą gorszą od sroki.
Pragnąłem Atrydów sławę,
I Kadma głosić wyprawę;
Lira nie chce wtórzyć mi,
O miłości tylko brzmi.
Naciągnąłem strony inne,
Herkulesa prace słynne,
Głoszą światu; lira mi
O miłości tylko brzmi.
Więc was żegnam bohatyry,
Muszę słuchać mojéj liry,
Gdy ona nie słucha mnie,
O miłości śpiewać chcę.
Od natury buhaj rogi,
Koń kopyta ostre ma,
Zając ufa w rącze nogi,
A zgrzyt zębów zbroi lwa.
Ptaszek skrzydła, ryba skrzele,
Człowiek wziął odwagę w dziele,
Po tych darach co świat miał,
Do dania kobiécie w dział?
Oto: z szczodréj swojéj ręki,
Daje jéj natura: wdzięki,
Zamiast broni, tarczy, dzid,
Służy piękność, skromność, wstyd,
A twarde żelaza miękną,
I ogień słabnie przed piękną.
Sród burzy, w nocnéj ciemnocie,
Gdy krążył wóz przy Boocie,
Gdy wszędzie po dziennym trudzie,
Już snu używali ludzie,
Nagle do drzwi mojéj chaty,
Zapukał Bożek skrzydlaty.
„Kto? wołam, kto się dobywa?
I słodycz snu mi przerywa?”
„Otwórz, rzekł on, nie miéj trwogi,
To ja, chłopczyna ubogi,
Zabłądziłem w tę noc ciemną,
Zmokłem, miéj litość nademną.”
Wzruszony, wejść mu pozwalam,
Otwieram, ogień zapalam;
Wbiegł chłopczyk; kędzior miał złoty,
Skrzydełka, kołczan i groty.
Do ognia zaraz go wiodę,
Z włosów wyciskam mu wodę,
I ująwszy w moje ręce,
Rozgrzewam rączki dziecięce,
Gdy się rozgrzał chłopczyk żywy,
Rzekł: „Doświadczę téj cięciwy,
Czyli deszcz jéj nie rozmoczył?“
To mówiąc po łuczek skoczył,
Napiął strzałkę, puścił w lot,
W sercu mojém utkwił grot.
Odlatując tak swawoli:
„Winszuj mi przyjacielu!
Łuk mój zdrów, trafia do celu,
Lecz ciebie serce poboli.“
Z chmur rodzi się grad z śniegiem; błyskawicy łuna
I grzmot, z trzaskającego powstają pioruna.
Wiatry wzdymają morze, które bez ich boju
Błogiegoby na zawsze użyło pokoju.
Zbyt możni niszczą kraje, a jednego władza,
Na nieroztropny naród niewolę sprowadza;
Dałem zatém ludowi władzę jak przystało,
By każdego zachować cześć i własność całą;
Tych co z skarbów i władzy byli zbyt dumnemi
Ukróciłem iż szkodzić nie mogli swéj ziemi,
Równie jednych jak drugich okryła praw tarcza,
I dziś władz równowaga każdemu wystarcza