Jacob i Wilhelm Grimm
Chata w lesie
tłum. Bolesław Londyński
Pewien biedny drwal mieszkał z żoną i trzema córkami w maleńkiej chatce tuż przy brzegu samotnego lasu. Jednego poranka, gdy chciał odejść do roboty, rzecze do żony:
— Przyślij mi obiad przez najstarszą dziewczynę do lasu, bo inaczej nie zdążę wykończyć wszystkiego. Ażeby nie zmyliła drogi — dodał — wezmę z sobą worek prosa i będę sypał ziarno po drodze.
Gdy słońce stanęło nad środkiem lasu, dziewczyna z garnkiem pełnym zupy, puściła się w drogę. Ale wróble polne i leśne, skowronki, zięby i czyżyki wydziobały już od dawna proso i dziewczę trafić na żaden ślad nie mogło. Szło więc na los szczęścia ciągle przed siebie, dopóki słońce nie zaszło i nie zapadła noc. Drzewa szumiały w ciemnościach, sowy hukały i strach zaczynał dziewczynę ogarniać. Aż oto spostrzegła w oddali światło błyszczące pomiędzy drzewami. Muszą tam ludzie mieszkać… pomyślała sobie i poszła w kierunku światła, sądząc, że ją tam zatrzymają na noc.
Niebawem zbliżyła się do chaty, w której okna były oświetlone. Zastukała, a głos ochrypły zawołał ze środka:
— Proszę wejść!
Dziewczę wstąpiło na ciemny próg i drzwi otwarło ostrożnie.
— Śmiało! — zawołał tenże głos, a gdy otworzyła drzwi szeroko, spostrzegła, że siedzi tam przy stole stary, siwiuteńki człowiek, z twarzą opartą na obu dłoniach, a jego biała broda rozpościera się po całym stole, prawie aż do samej ziemi. Pod piecem leżały trzy istoty żywe: kogucik, kurka i pstrokata krowa.
Dziewczę opowiedziało staremu swoją przygodę, i prosiło o nocleg. Człowiek odrzekł:
Kogutku, kurko,
A i ty, krowo,
Co odpowiecie
Na takie słowo?
— Duks! — odpowiadało wszystko troje, a miało to znaczyć: — Zgoda, my przystajemy.
Starzec zagadał znowu:
— Tu jest chata bogata. Idź do pieca i zgotuj nam wieczerzę.
Dziewczyna znalazła przy piecu obfitość wszelkich zasobów i przyrządziła dobrą strawę. Ale nie pomyślała o inwentarzu chaty. Zaniosła pełną misę do stołu, przysiadła się do starca, zaczęła jeść i nasyciła się do woli. Gdy już miała dość, spytała:
— Mój ojcze, jestem zmęczona, gdzie jest łóżko, na którym mogłabym się położyć i wyspać?
Członkowie zapomnianego inwentarza odrzekli:
Bez nas jadłaś ze starym,
Bez nas piłaś do syta,
Idźże sobie na pole,
Tam twój nocleg — i kwita.
Ale stary rzecze:
— Wyjdź tylko na schody, gdy je miniesz, trafisz tam na pokój z dwoma łóżkami, wzrusz sienniki i pokryj je świeżymi prześcieradłami, to i ja przyjdę się tam położyć.
Dziewczyna weszła na górę, a gdy sienniki wzruszyła, łóżka świeżo posłała, legła na jednym z nich, nie czekając wcale na starca.
Ale po niejakiej chwili, przyszedł staruszek, oświetlił dziewczynę latarką i pokręcił głową.
A gdy spostrzegł, że twardo zasnęła, otworzył drzwi w podłodze i wpuścił ją do piwnicy.
Drwal wrócił późnym wieczorem do domu i zaczął robić żonie wymówki, że go na cały dzień pozostawiła o głodzie.
— Jam wcale nie winna — odparła żona — dziewczyna poszła ze strawą i musiała pewno zabłądzić, ale jutro wróci.
O świcie drwal wstał i miał się znowu udać do lasu, zażądał przeto, ażeby żona wysłała mu obiad przez drugą córkę.
— Wezmę tym razem worek soczewicy. Jej ziarnka są większe, niż ziarnka prosa i dlatego łatwiej je spostrzeże i drogi nie zmyli.
W południe, dziewczyna poszła do lasu ze strawą, ptaki leśne wybrały wszystkie ziarnka co do jednego i nie zostawiły z nich ani śladu.
Dziewczyna błąkała się po lesie aż do późnej nocy i znowu trafiła na chatę starca, którego poprosiła o przytułek nocny.
Starzec o białej brodzie, zwrócił się znowu do inwentarza pod piecem i pyta:
Kurko, kogutku,
A i ty krowo,
Co odpowiecie
Na takie słowo?
— Duks! — odparły znowu, i wszystko stało się tak samo, jak dnia poprzedniego.
Dziewczyna sporządziła dobrą strawę, jadła i piła ze starym, ale nie dała nic zwierzętom. A gdy się zapytała, gdzie ma się przespać, usłyszała taką odpowiedź z ich strony:
Bez nas jadłaś ze starym,
Bez nas piłaś do syta,
Idźże sobie na pole,
Tam twój nocleg i kwita.
Ale stary wskazał jej nocleg na górze.
Gdy zasnęła, przyszedł stary, popatrzył na nią, pokręcił głową i wrzucił ją do piwnicy.
Na trzeci dzień mówi drwal do żony:
— Przyślij mi obiad przez trzecie dziecko, które było zawsze dobre i posłuszne; z pewnością wytrwa na dobrej drodze i nie pójdzie śladem sióstr swoich.
Matka nie chciała zgodzić się i rzekła:
— Mam więc stracić najukochańsze dziecko?
— Nie bój się… — odrzekł drwal. — Dziewczyna nie zabłądzi, ma ona dość sprytu i rozsądku. Wezmę z sobą groch, to przecie ziarno większe jest od prosa i od soczewicy. Ono wskaże jej drogę.
Ale gdy dziewczyna wyszła z koszem na ręce, gołębie leśne już dawno powybierały ziarnka grochu i biedaczka nie wiedziała, dokąd się ma udać.
Bardzo ją to zmartwiło, bo ciągle myślała, że ojciec będzie głodny, a matka niepokoić się zacznie, gdy ona długo nie wróci. W końcu, gdy mrok zapadł, spostrzegła światło i przyszła do chaty w lesie. Poprosiła bardzo uprzejmie, ażeby ją przyjęto na noc, a starzec o długiej, siwej brodzie zwrócił się znowu do zwierząt swoich pod piecem:
Kurko i kogutku,
I ty, piękna krowo,
Co mi odpowiecie
Na dziewczyny słowo?
— Duks! — odrzekły.
Dziewczyna przystąpiła do pieca, przy którym leżały zwierzęta, popieściła się z kurką i kogucikiem, głaszcząc je po gładkich piórkach; pstrokatą krowę podrapała między rogami. A gdy na polecenie starca, przyrządziła doskonałą zupę i postawiła misę na stole, rzekła:
— Mam ja jeść sama, a te dobre zwierzęta nic nie mają dostać? Na dworze jest wszystkiego w bród, muszę się wpierw o strawę dla nich postarać.
Poszła, przyniosła jęczmienia dla kurki i kogutka, a krowie dała soczystego siana.
— Jedzcie ze smakiem, kochane zwierzątka — rzekła — a jeżeli macie pragnienie, to dostaniecie także świeżej wody.
Co rzekłszy, przyniosła kubeł wody, a kogucik i kurka wskoczyły na brzeg kubła, piły wodę dzióbkami i podnosiły łebki do góry, jak to ptaki piją, a i pstrokata krowa wciągnęła w siebie łyk potężny.
Po nakarmieniu zwierząt dziewczyna usiadła do stołu i zjadła to, co jej stary zostawił.
Niebawem kogucik i kurka wtuliły łebki pomiędzy skrzydełka, a pstrokata krowa mrużyła tylko ślepie.
Wtedy dziewczyna spytała:
— Czy my nie pójdziemy spać?
Kogutku, kurko,
Krowo, kochanie,
Co odpowiecie,
Na to pytanie?
— Duks! — odpowiedziały zwierzęta.
Z nami jadłaś, z nami piłaś,
A że dla nas dobrą byłaś,
Więc gdy szukasz tu pomocy,
My ci życzym dobrej nocy.
Więc poszła dziewczyna po schodach na górę, wzruszyła sienniki i poduszki, dała świeżą bieliznę, a gdy już było wszystko gotowe, przyszedł stary, położył się na jednym z łóżek, a wielka broda sięgała mu aż do stóp.
Dziewczyna położyła się na drugim łóżku, zmówiła pacierz i zasnęła.
Spała spokojnie aż do północy. Wtem wszczął się taki hałas w domu, że się obudziła. Wszystko zaczęło dygotać, drzwi rozwarły się z trzaskiem i uderzyły o ścianę, ganek zachwiał się, schody zatrzeszczały, aż nareszcie zrobił się taki huk, jak gdyby się cały dach zapadł.
Ponieważ jednak wkrótce uspokoiło się wszystko i dziewczynie nie stało się nic złego, leżała więc spokojnie i zasnęła znowu. Gdy nazajutrz przebudziła się, był dzień jasny, ale cóż ujrzała!? Leżała w wielkiej sali i wszystko dokoła tchnęło królewskim przepychem. Na ścianach rosły na zielonym tle złote kwiaty.
Łóżko było z kości słoniowej, kołdra z czerwonego aksamitu, a na krześle obok stały pantofelki wspaniałe, wyhaftowane perłami.
Dziewczyna myślała, że to sen, ale weszło trzech służących, bogato ubranych, którzy spytali o rozkazy.
— Wyjdźcie sobie tylko — odrzekła dziewczyna. — Ja zaraz wstanę i nagotuję zupy dla wszystkich i nakarmię śliczną kurkę, ślicznego kogutka i śliczną pstrokatą krówkę.
Myślała, że starzec już wstał i spojrzała na jego łóżko, ale zamiast niego ujrzała tam obcego mężczyznę. Gdy mu się bardziej przyjrzała, zauważyła, że był młody i piękny.
Człowiek ten obudził się, podniósł głowę i rzekł:
— Jestem synem królewskim i byłem zaczarowany przez pewną wiedźmę w starego, siwiuteńkiego staruszka w lesie. Nikogo nie mogłem mieć przy sobie oprócz trojga ze służby, zmienionych w koguta, kurę i krowę. Zaklęcie miało być zdjęte nie wcześniej, aż zjawi się u nas dziewczyna tak dobrego serca, że nie tylko okaże swą życzliwość ludziom, ale i zwierzętom. Tą dziewczyną ty jesteś! Dziś o północy zostaliśmy zwolnieni z czarów przez ciebie, a stara chata w lesie zamieniła się znowu w mój pałac królewski.
Gdy oboje wstali, syn króla powiedział teraz lokajom, że mają przywieźć ojca i matkę dziewczyny na uroczystość jej zaślubin.
— Ale gdzie są moje dwie siostry? — spytało dziewczę.
— Zamknąłem je w piwnicy, a jutro mają być wyprowadzone do lasu i mają służyć u węglarza dopóty za proste dziewki, dopóki się nie poprawią i nie nauczą miłosierdzia dla biednych zwierząt.