La Fontaine
WILK, LIS I MAŁPA
Żwawy napastnik obrotnego łgarza
Wilk niegdyś Lisa o kradzież pomówił.
«Łebskiego, rzecze, mam z ciebie szafarza:
Całą zwierzynę, com tylko nałowił,
Ty mi wywlokłeś, złodzieju! Znam ja cię,
Mój bracie!
Wiesz ty, czem to u nas pachnie?»
Zgrzytnie pan szary, i ogonem machnie.
Lis jemu na to: «W tej kniei, o Wilku!
Nie byłem, rzecze, już od niedziel kilku;
Nie byłem, jak jestem żywy,
Jakem poczciwy!
— Poczciwyś! tak jest: widziałemci nieraz,
Jakeś kradł na poczciwość; ukradłeś i teraz.»
Na tę ich sprzeczkę Małpa nadchodzi.
«Niechże nas ona pogodzi,
Lis rzecze; niech nam pozwoli ucha.»
Stało się: Małpa usiądzie i słucha.
Wilk tedy najprzód induktę wywodzi:
«Wiadomo całemu światu,
Jakiego Lis jest warsztatu;
Jak się układa, jak liże,
Jak chytrze oczyma strzyże,
Jak łże, a gdzie jeno wpadnie,
Kradnie.
Co tylko miałem zwierzyny,
Zginęła: któż złodziej inny?
On tu przebywał w lesie;
On ukradł, on niech odniesie.»
Zaczem Lis, rudym zwijając ogonem,
Replikę dawać jął cygańskim tonem:
«Potwarz i żywa napaść!
Niech promień słońca nie świeci
Na mnie i na moje dzieci!
Gotówem wskróś ziemi zapaść,
Jeśli wiem, jeśli w tym lesie,
Od trzech tygodni bez mała,
Noga ma czasem postała.
Skóry mej łotrowi chce się!
Chce być nademną podobnie tyranem,
Jako nad owym niewinnym baranem!»
Gdy swą skończyli wymowę,
Małpa im zdanie takowe
Dała: «Ty, Wilku, zda mi się,
Wpierasz i szukasz napaści;
A ty, jak widzę, łżesz, Lisie,
Złodziej jest z waści.»