Iwan Kryłow
Liście i korzenie
Kołysane Zefirem, cień rzucając miły,
w piękne letnie południe Liście z nim gwarzyły.
„Przyznasz, że jeśli ustroń ta z uroku słynie,
nam to zawdzięcza jedynie.
Bo jakżeby bez liści drzewa wyglądały?
W nas ich wartość i wdzięk cały.
Gdzież by bez nas wędrowiec mógł znaleźć ochłodę?
Gdzież by pasterze i pasterki młode
poweselić się mogli?… Gdzie śpiewak natchniony –
Słowik – wywodzić mógł swe cudowne tony?…
Wreszcie ty sam, Zefirku, czy nie zdradzasz chętki
stale przybywać tu na pogawędki?”
„I o nas warto by też wspomnieć, samochwały!”
– spod ziemi się jakoweś głosy odezwały.
„A tam kto się ośmiela przemawiać tak hardo?”
– zaszeleściły drzew Liście z pogardą.
„To my, tu pracujące w mroku niestrudzenie –
Korzenie.
My was żywimy, my tworzymy soki,
co wzrost drzew pędzą het, aż pod obłoki…
Cieszcie się waszym pięknem, wspaniałą zielenią,
lecz wiedzcie, coście winne nam – czarnym korzeniom”.