Iwan Kryłow
Jowisz i żaba
Żaba, u stóp pagórka w bagnie
mieszkająca,
zapragnęła na wiosnę zbliżyć się do słońca.
Chociaż nieświetnym była piechurem,
wgramoliła się na górę
i u samego jej szczytu,
pełna zachwytu,
znalazła parów, a w tym parowie
apartament co się zowie:
trawa gęsta, wonne zioła,
piękny widok dookoła…
Chyba do końca życia tutaj pozostanie,
tak do gustu przypadło Żabie to mieszkanie.
Lecz minął tydzień, potem drugi, czwarty…
Ciepło… gorąco… skwar, skwar nie na żarty.
Upały letnie taką dały suszę,
że trudno było nóżki zmoczyć musze,
a cóż dopiero Żabie, dla której tak wiele
znaczą, jak wiemy, kąpiele.
Więc do Jowisza w modły: „O, piorunów panie,
pomyśl, co się ze mną stanie!
Dałeś mi lokal piękny, lecz w nim znoszę męki,
bo brak łazienki.
0 deszcz cię błagam. Niechaj leje ciurkiem,
póki woda nie zrówna się z moim pagórkiem”.
Daremnie jednak prosi. Gdy pokorne modły,
nie wysłuchane, zawiodły,
jęła w gniewie gromić bożka,
że się o nią nic nie troska.
Na to Jowisz z uśmiechem (był w niezłym humorze):
„Sądzisz, że nieba upusty otworzę
I wnet zatopię okolicę całą
dlatego, że się tobie kąpieli zachciało?
Skoro ci taka ochota, wracaj do błota”.
Bywają ludzie
sobą zajęci jedynie.
Byle było im dobrze –
niech cały świat zginie.