Bolesław Leśmian
Poematy zazdrosne
Ballada o dumnym rycerzu
Śpi owo rycerz, śpi bezrozumnie
I raz na zawsze — w dębowej trumnie.
Leży wygodnie, bo się ułożył
Tak, aby nigdy snu nie zatrwożył…
Jego kochanka z różańcem w ręku
Zawodzi, pełna skargi i jęku:
«Przyszłam ci wyznać moje niemoce,
Że nie wiem, jak tam spędzasz swe noce?…
Bo odkąd w ciemnym nocujesz grobie —
Ani ty przy mnie — ani ja przy tobie!
Kochałam oczy i usta twoje,
Wczoraj kochałam, dzisiaj się boję!
Boję się szatą w mrok zaszeleścić,
Boję się w myśli ciebie popieścić!…
Trzy dni się w myśli twój czar promienił,
Dziś nie wiem, ile grób cię odmienił…
Ani mi z tobą łoża podzielić,
Ani urodą swoją weselić —
Darmo przymuszam uparte ciało,
By się twym oczom podobać chciało!
Przy tobie martwym — ja nieszczęśliwa
Wstydzę się tylko, żem jeszcze żywa!…»
Rozważył rycerz, że w słowach — zdrada,
I, po dawnemu leżąc, powiada:
«Choć mi robaki oczy wyżarły, —
Nie wstyd mi tego, żem już — umarły!…
Chociaż podziemiec jestem nikczemny, —
Nie wstyd mi tego, żem już podziemny!…
Taką mam sytość i przepych w próżni,
Że mnie od króla Bóg nie odróżni!
Taka noc błysła nad życia zbiegiem,
Że mi świat cały — jednym noclegiem!
Ani mi słońca, ani mi nieba,
Ani miłości twojej potrzeba!
Ani mi zemsty w onejustroni,
Gdzie krew nie szemrze i miecz nie dzwoni!
Nie znasz ty dumy, nie znasz pogardy
Tych, którzy w ziemi posnęli twardej…
W piersi ich — wielka ciszy potęga
I żaden zawód ich nie dosięga!
I nawet z resztek zsiniałej wargi
Nie wydobędziesz jęku, ni skargi!
Oto w pobliżu mam ja sąsiada,
Co już od serca w proch się rozpada.
Ten ci jest śmiercią ode mnie starszy, —
I śpi, na żmijach głowę oparłszy.
Lecz co przecierpiał i co zobaczył, —
Nawet półszeptem wyrzec nie raczył!
Nie ulżył jękiem niemej żałobie,
Nie wyznał nigdy, co przeżył w grobie!…
A wszak ci w trupach taka moc bywa,
Że trup i w grobie wiele przeżywa!
Lecz Bogu chyba, w dzień zmartwychwstania
W twarz rzuci wzgardę swego wyznania!»
I zamilkł rycerz — dumnie i godnie
I po dawnemu leżał wygodnie.
Jego kochanka z różańcem w ręku
Odeszła, pełna wstydu i lęku…