Franciszek Karpiński
Do mojej przyszłej
Ty, co mym będziesz przywarom ulegać
I późny ogień miłości zażegać,
Czego po tobie żądałbym i wzajem,
Obacz, coć za twe ofiary oddajem:
Nie chcę cię młodym ozdobionej wiekiem,
Ani przyprawnych jagód róży z mlekiem:
Zima nadchodzi, minąłem się z latem,
Na cóż na mrozy narażać się z kwiatem ?
Z którą się wiekiem różniemy niewiele,
Która ma cnotę i rozum w podzielę,
Która zna ludzi, ulega w ich błędzie,
Ta mej wędrówki towarzyszką będzie.
Ta, która ucisk jaki wycierpiała,
Znieść złą fortunę i dobrą umiała,
Dźwigając skromnie nałożone brzemię,
Raz w niebo, drugi spoziera na ziemię,
Przy niej ja stanę, gotów do podróży,
Słota nam albo pogoda posłuży,
Czy szlak przestrony, czyli się zacieśni,
Szczęścia mojego śpiewać będę pieśni.
Kiedy się burza zaweźmie umyślnie
I łzy jej z oczu niewinnych wyciśnie,
Ja, zebrawszy je, w sercu mojem złożę;
Żal podzielony nie tak trapić może.
Nie przejdą do niej złej fortuny strzały,
Piersi ją moje będą zasłaniały;
Gdy od pocisków schronię ją do końca,
Nazwę to szczęściem, raniony obrońca.
Dla niej już tylko me poświęcę rymy,
I kiedy zgonem bieg nasz dokończymy,
Jeśli kto zechce o me pisma pytać,
I o niej będzie wiek potomny czytać.